Chrystus przyjął śmierć

Nie można nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że w człowieku znajduje się „pęd” ku życiu, a nie ku śmierci. Człowiek pragnie egzystencji bez końca. Tego instynktownego niejako przekonania nie jest w stanie odebrać mu nawet uznanie faktu, że śmierć jest końcem, a nawet zupełnym zakończeniem tego życia.

Przeświadczenie o zwycięstwie życia nad śmiercią, które człowiek w sobie znajduje i szuka jego uzasadnienia, zakorzenione jest w śmierci Chrystusa, Syna Bożego.

Chrystus bowiem przychodzi przede wszystkim z orędziem życia. Jeśli przyjmuje śmierć, która jest czymś, co sprzeciwia się życiu, to dlatego, aby wyprowadzić z niej życie. On pozbawił śmierć władzy (por. Rz 5, 12-19). Nikt nie jest Mu w stanie odebrać życia. On daje życie. „Ponieważ bowiem przez człowieka [przyszła] śmierć, przez człowieka też [dokona się] zmartwychwstanie. I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni” (1 Kor 15, 21-22). Jego zwycięstwo nad śmiercią nie polega na jej zniesieniu, lecz przemienieniu. Waga, wartość życia jest uwarunkowana śmiercią, umieraniem sobie. Egzystencja Chrystusa, jako wzorcowa dla nas, była umieraniem dla życia, umieraniem z miłości.

Niezwykle ważne jest istotne rozróżnienie pomiędzy śmiercią a doświadczeniem śmierci. Okrucieństwo i bezsens, wypływające z grzechu, nie leży w samej śmierci, lecz w określonym doświadczeniu śmierci. Nie śmierć była straszna dla Chrystusa, lecz jej przeżywanie – tak w sensie duchowym (od Getsemani), jak i w sensie fizycznym (po okrutne ubiczowanie i krzyżowanie). Śmierć jawiła Mu się jako coś wrogiego. Pokusę takiego potraktowania jej Chrystus doznaje bardzo głęboko: „Ojcze odsuń ode mnie ten kielich, ale nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie” (Lk 22, 42). Ostatecznie zwyciężają ufność i miłość do Ojca; Chrystus przyjmuje śmierć jako swe spełnienie.

Można powiedzieć, że gdyby nie grzech, któiy jest „ościeniem śmierci” (IKor 15, 56), który egoistycznie zasklepia człowieka w sobie, tak że nie potrafi on już ufać i kochać; to człowiek „rajski” mógłby przyjąć śmierć jako ufne rozpłynięcie się, miłujące oddanie się Bogu. Takie zaś przyjęcie śmierci człowieka po grzechu jest możliwe w Chrystusie, który we wszystkim upodobnił się do człowieka, prócz grzechu. „Skutkiem grzechu nie jest czysty fakt, że nasze ziemskie życie jest czasowo ograniczone i pewnego dnia umrzemy, lecz fakt, że doznajemy śmierci jako zerwania, skierowanego przeciw dynamice życia, a przez to stawiającej cały sens życia pod znakiem zapytania”.

Ostatecznie orędzie przyjętej przez Chrystusa śmierci jest orędziem życia, które spełnia się w zaufaniu i miłości, przezwyciężających to, co rodzi lęk, doświadczenie i bezsens śmierci.

Tę wzorcową możliwość człowieka o. Piotr Roztworowski w swym rozważaniu o śmierci tak opisuje: „Śmierć jest niewątpliwie czymś przeciwnym naturze, która chce żyć. Wolelibyśmy, aby nasza wędrówka do Nieba była inna, abyśmy mogli się przyodziać życiem wiecznym, nie przechodząc przez śmierć. Natura się broni. Ale jednak śmierć nie jest taka straszna. A dlaczego nie jest straszna? Bo Chrystus tędy przeszedł. A to, co można zrobić w towarzystwie Jezusa Chrystusa, nie jest takie straszne. (…).

Rzecz oczywista, że do śmierci człowiek musi się przygotować i że śmierć będzie tym bardziej lekką, tym bardziej normalną, im więcej człowiek będzie „umarły”, zanim umrze. Im bardziej będzie człowiek „żywy”, tym śmierć będzie bardziej tragiczną. Dla ludzi światowych, którzy w tym świecie żyli całą doczesnością, w światowym rozumieniu życia, dla nich śmierć będzie załamaniem, strasznym ciosem, tragedią. I rzeczywiście, ludzie, którzy nie wierzą w Chrystusa, którzy nie idą za Nim, tak śmierć pojmują (…)”.